poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Zbawca, On porusza góry...

"Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli." Mk 1,29-32

Przeklinali Go, potrząsali głowami, szydzili, lżyli, wyśmiewali się, drwili, obrzucając obelgami i wyzwiskami...
Kto? Kto to uczynił?
Ci zaś, którzy przechodzili obok.
Przechodzili. Nie zatrzymali się, nie spojrzeli Mu w oczy, nie chcieli wcześniej słuchać Jego słów, ani zapewne, nie widzieli pod krzyżem, tych, którzy we łzach przyjmowali śmierć swojego Pana. Przechodzili, nie dając sobie szansy na spotkanie z Tym, który pragnął tylko w swojej przeogromnej miłości uratować ich od śmierci wiecznej. Żądali znaku, w czasie i w sposób, który sami dla siebie uznali za odpowiedni. W czasie, który im samym wydał się właściwy, nie zważając na cuda i znaki, których Jezus dokonał, wśród ludzi, których znali, w miejscach, w których sami zapewne przebywali. Domagali się znaku na ten moment, i choć widzieli znak największy, nie chcieli uwierzyć.
Jezus odpowiedział na ich pragnienia, ale inaczej. Nie zszedł z krzyża - aby wykonało się to, co stać się musiało, abyśmy my mogli żyć nadzieją Nieba. Nie zbawił samego siebie, ale zbawił każdego, kto pod tym krzyżem stał, kto uwierzył. Zbawił ciebie i mnie. Mesjasz, król Izraela. Zmartwychwstał. Pokonał śmierć. Jezus pokonał śmierć.

Trudno pomyśleć, o większej miłości, niż ta, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich. Co ciekawe, Jezus widzi przyjaciela w... KAŻDYM.