„Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można
stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z
upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale
ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie
wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci
Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w
bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy
pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem
już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś,
której [spełnienie już się] ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze
spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy
się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy.”
Rz 8,18-25
Zawsze najwięcej dowiadujemy się o sobie w naszej
słabości. Tak. Dokładnie tak. Wtedy, kiedy wypowiadamy słowa, które nigdy miały
nie paść z naszych ust. Gdy czynimy to, czego nigdy nie mieliśmy zrobić. Gdy
zaprzątają nas myśli, dla których przecież nie ma miejsca. Gdy to co miało
świadome i dobrowolne „nie”, dostaje równie świadome i zdecydowane „tak”.
Papież Benedykt XVI za św. Pawłem powtórzył w ogromnej szczerości i prawdzie: „Codziennie
czynię zło, którego nie chcę”. Codziennie. Zło. Którego nie chcę. Codziennie
uświadamiając sobie, jak bardzo potrzebuję Odkupiciela. Doświadczając mojej
słabości, wielbię Tego, który mnie z niej wyzwala. Odkrywając moją niemoc,
błogosławię Chrystusa, w którym wszystko jest możliwe.
Jednocześnie,
za każdym razem kiedy zostaje mi wybaczone,
za każdym razem, kiedy niemożliwe staje się
możliwe,
za każdym razem, kiedy Jego Miłość, przygarnia mnie
na nowo,
za każdym razem, kiedy zabiera mój lęk, strach, ból
za każdym razem, kiedy ciemność, zamienia się w
jasny dzień,
za każdym razem, kiedy mój Bóg zaskakuje mnie swoją
dobrocią i łaską…
wybucha we mnie nadzieja i pragnienie na więcej i więcej, więcej
i więcej.
Królestwo Boże wzrasta, jak drzewo zasadzone z
ziarna gorczycy, o którym pisze św. Łukasz w dzisiejszej Ewangelii (Łk
13,18-21). Drzewo, które człowiek sadzi w swoim ogrodzie. Te wszystkie chwile,
doświadczenia Bożego zbawienia, odkupienia, wyzwolenia, usprawiedliwienia,
przebaczenia… są jak moment zasadzenia ziarna w ogrodzie. I dają nadzieję aby
oczekiwać na więcej. Na wzrost, na owoc, na odpocznienie, na radość, której nie
da się niczym zmierzyć. Te momenty nadziei, wzrostu krzewu gorczycy, sprawiają,
że i inni mogą już Królestwo Boże oglądać i mieć w nim udział, jak ptaki, które
mogą założyć gniazda, zamieszkać (dosł. Kateskēnōsen – rozbić namiot).
Jakim dziś siebie widzisz?
Czy potrzebujesz jeszcze Jezusa?
Gdzie dostrzegasz Jego obecność w swoim życiu?
Co sadzisz w ogrodzie swojego serca?
Czy inni będą się tym mogli nakarmić?
I na co w ogóle czekasz? Czy spodziewasz się czegoś więcej? Czy
pragniesz Nieba?
Ja wiem jedno.
„Nadzieja zawieść nie może” Rz 5,5a
Wiem. Bo tego właśnie doświadczam.
Zaufałam Bogu. I otrzymałam nieskończenie więcej niż się spodziewałam.
I wiem, wiem to na pewno, że to dopiero początek.