wtorek, 5 czerwca 2012

bajka, nie bajka


Nie będę ukrywać: żeby tam dotrzeć, trzeba było pokonać trudną drogę. Rwące strumienie, dzikie lasy, gorące pustynie, głębokie jeziora i jeszcze kilka nieoczekiwanych zasadzek natury. Po pokonaniu trasy, która nie była, ani przyjemna, ani bezpieczna, Jego oczom ukazała się polana, a na polanie wieża. W niej siedziała zamknięta królewna. Wiedział, że tam jest. Wiedział, że chce do niej dotrzeć, wiedział, że po prostu może opisać ją jednym słowem: UKOCHANA.

Przyczyny zamknięcia królewny, są mocno niejasne. Niektórzy twierdzą, że to pomysł bliższych lub dalszych członków rodziny, inni upierają się, że to efekt spotkań z podejrzaną grupą znajomych, jeszcze inni dowodzą, że ona tak po prostu sama chciała. W każdej z wersji pewnie znajduje się ziarno prawdy, koniec końców, okoliczności były mało sprzyjające, księżniczka delikatnie mówiąc, miała po prostu dość. W związku z tym, widok Królewicza ucieszył ją bardzo, ale z drugiej strony, długi czas odosobnienia sprawił, że królewna była, jak potocznie się mówi, dość rozchwiana emocjonalnie. Jemu - jakby to zupełnie nie przeszkadzało. Pojawił się niespodziewanie i na dzień dobry zorganizował jej przepiękny wschód słońca wraz z niecodziennym koncertem ptasich treli. Zdziwiła się i w prostocie serca spytała Go, dlaczego to robi. On nie zastanawiając się wcale powiedział: "Kocham Cię!" i uśmiechnął się promiennie. Królewna spłoniła się lekko, jak wymagały tego konwenanse, ale nie ukrywajmy: spodobało jej się... i to bardzo. 

Królewicz zaskakiwał ją nieustannie, znosił jej fochy i humory, wysłuchiwał z lekkim uśmiechem jej płaczliwych próśb i żądań, przy których tupała nogami, niczym niewprawny polityk, podczas pierwszej debaty parlamentarnej. Chciała, żeby wykosił wszystkie ciernie, które okalały wieżę - poranił się do krwi, ale to uczynił. Zapragnął obdarować ją najpiękniejszymi kwiatami, ucieszył jej oczy bukietem eustom, a ona dziwiła się, skąd wiedział, że woli je, nawet od czerwonych róż. Dzięki Niemu, oglądała jak rosa tańczy na konwaliach, Jemu, wypłakała się ze wszystkich swoich łez, był zawsze blisko, a mimo to, czuła się wolna, choć ciągle jeszcze zamknięta, w tej przedziwnej wieży.

Pewnego przedpołudnia On spytał: "Słuchaj, a może ja bym po prostu wszedł tam do ciebie?". Królewna spoważniała jakby zaskoczona takim obrotem sprawy. Być obiektem miłości - rzecz dobra i piękna, ale wpuścić Królewicza na górę - to wcale nie było tak oczywiste. Chcąc zyskać na czasie zapytała: "Ale jak to tak... Dzisiaj?!". On uśmiechnął się lekko i spytał: "A masz w planach jakiegoś innego gościa?". Królewna trochę straciła fason i odparła: "Słuchaj, ja bym się chciała z tym przespać, muszę ten mój salonik ogarnąć, papiloty nakręcić... sam wiesz...". Królewicz posmutniał, ale nic to nie zmieniło w tym, jak bardzo kochał swoją królewnę.

Podobne rozmowy toczyły się jeszcze wielokrotnie. Królewna wiedziała już, że kocha Królewicza, ale ciągle coś sprawiało, że odsuwała moment, kiedy mógłby przyjść na wieżę. On był wytrwały, cierpliwy i czekał. Mówił, że warto czekać. W końcu spytał ją: "Czy ty chcesz, abym ja wszedł na tą wieżę?". Ona odpowiedziała: "Tak, niczego innego nie pragnę!". On popatrzył na nią w osłupieniu: "To dlaczego mnie nie wpuścisz?". Ona rozpłakała się i powiedziała: "We wszystkich bajkach, królewny albo zrzucają swoje piękne długie włosy, albo robią jakieś węzły z prześcieradeł, po których królewicze wspinają się na górę. Ja, ja, ja... Ja sprawdziłam, włosy mam do ramion, to sam wiesz... ale jest jeszcze gorzej! Ja mam za krótkie prześcieradło!".  Królewicz stał i patrzył i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. W końcu powiedział do niej: "Jestem Królem królów i Panem panów. Panem Niemożliwego, Synem Wszechmogącego, naprawdę uważasz, że problem stanowi dla mnie jedno zbyt krótkie prześcieradło?!". Ani się Królewna nie obejrzała, a po wieży nie było już śladu, za to ona, była w ramionach tego, na którego tak długo czekała. I wiedziała jedno, naprawdę była po prostu UKOCHANA.